Kochani, wróciliśmy ze świąteczno-sylwestrowych wojaży już parę dni temu, ale dopiero teraz mam chwilkę, aby napisać choć kilka słów... Wiecie jak to jest- tona ciuchów do prania, rozpakowywanie i tak dalej ;) Całe szczęście już bliżej końca niż dalej- zostały mi jeszcze 'jedynie' 3-4 pralki :P
Niebawem pojawią się posty z denkiem i grudniowymi zdobyczami, a tymczasem słów kilka na temat mojej nieplanowanej nieobecności...
Wyjazd minął nam bardzo przyjemnie i aż dziw bierze, że te 2 tygodnie tak szybciutko minęły... Z chęcią jeździlibyśmy tam częściej, ale sama droga jest niestety dość uciążliwa... Jakieś 750km z niecierpliwą 5-latką potrafi dać człowiekowi w kość ;) Niemniej taki małomiasteczkowy, momentami wiejski wypad był nam potrzebny. Nie dość, że mogliśmy się w końcu spotkać z rodziną, którą ostatnio widzieliśmy 4 lata temu to jeszcze dostaliśmy solidną dawkę świeżego powietrza i wypoczynku :)
Jako, że my z Zu miejskie dziewuchy jesteśmy to chyba największą radochę miałyśmy podglądając zwierzęta, a sporo tego było, oj sporo ;) Gucio natomiast radochę miał z nas, bo nie wiadomo, która z nas była szczęśliwsza ;)
Nasze serducha bezapelacyjnie podbił maleńki niedawno urodzony cielak (nawet pępowina nie zdążyła mu jeszcze odpaść). Ten słodziak najpierw dość nieufny i strachliwy, potem się łasił jak kociak, dawał się głaskać i chodził na nami krok w krok trącając nas co jakiś czas łebkiem :) Bardzo pozytywne doświadczenie, dzięki któremu wyśmienite humory nam dopisywały do końca dnia. Poza krowami z długaśnymi jęzorami, rozrywki dostarczyły nam też świńskie rodzinki. Urocze małe prosiaki szalały w swoich chlewikach i koniecznie chciały nas pooglądać ze wszystkich stron i poobwąchiwać ;) Za to ich mamuśki- całkiem pokaźnych rozmiarów maciory pozwoliły się czasem głaskać, a chrumkaniom nie było końca ;) Oczywiście był jeszcze koń i mnóstwo ptactwa- kury z kogutem, kaczki, gęsi, gołębie hodowlane oraz indor z indyczkami. Zu w końcu mogła sobie dokładnie obejrzeć jak wygląda "gulgul" i jego korale oraz podejrzeć skąd się biorą jajka :) Młoda pokochała też wszystkie napotkane psiaki i koty, ubolewając przy tym straszliwie, że żadnego z nich nie możemy zabrać ze sobą do Szczecina... Zza szyb samochodu zaś udało nam się dojrzeć sokoły i myszołowy, jelonka oraz stada sarenek. Wyszła nam pierwszorzędna wycieczka edukacyjna, nie ma co! :)
Rozpieściliśmy też trochę nasze podniebienia- mleko prosto od krowy i zsiadłe mleko bez ograniczeń, domowe wędliny i kiełbasy oraz wiejskie jaja. A wieczorem domowe winko i naleweczki. Żyć nie umierać! :D
Teraz czas na powrót do szarej rzeczywistości i kolejnych dni pod nazwą 'dzień jak co dzień'. Grunt, że została nam z tego wyjazdu masa przesympatycznych wspomnień :)
A jak Wy spędziliście okres świąteczno-noworoczny? :)
ale fajnie,że już jesteś!
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, że w końcu jestem z Wami! :D
Usuńwitaj z powrotem ;) Tak,tak trzeba powoli wracać do codzienności,ja jeszcze nie mogę sie pozbierać po świętach:)
OdpowiedzUsuńzapraszam na rozdanie z błyskotką;)
Mam dokładnie ten sam problem- ciężko z powrotem zabrać się do roboty i zapomnieć o błogim lenistwie :P
UsuńNo i już pędzę zobaczyć co tam przygotowałaś :)
dobrze że wróciłaś już bo lubię do ciebie zaglądać :) czekam na następnego posta i zapraszam do siebie:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :*
UsuńDobrze, że wróciłaś. :)
OdpowiedzUsuń:*
Usuńwitaj w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już jesteś :) Widać, że przerwa Ci się udała. Też lubię być na wsi - spokój i natura to jest to ;)
OdpowiedzUsuńO tak, ta cisza i spokój! <3 Wszystko od razu zwalnia tempo :)
UsuńCieszę się, że wypad się udał. Ja już dawno zapomniałam o Świętach, Sylwestrze i całej tej zabawie :(
OdpowiedzUsuńUdał się i był przedni :D Nawet trochę Ci zazdroszczę, że tak szybko Ci poszło, ja obstawiam, że jeszcze z tydzień przynajmniej zejdzie mi na przystosowanie się :P
Usuńu mnie okres ten bardzo leniwie i przyznam się, że ciężko jest wrócić do obowiązków:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ciężko i to bardzo :P
Usuń